Twierdzi, że gdyby nie gitara, żadna laska w zyciu by się z nim nie przespała. Gdy tak na niego spojrzeć – wydaje się, że ma rację. Nie każdy chłopiec z gitarą od razu zostaje gwiazdą rocka, ale jemu się udało. W ubiegłym roku skończył 65 lat. W tym wieku powinien raczej założyć ciepłe kapcie i rozsiąść się w bujanym fotelu, tymczasem najostrzej imprezujący rockman w historii rusza w kolejną trasę koncertową. Dużo alkoholu przepłynie przez żyły Lemmy’ego Kilmistera, nim zakończy on swą karierę muzyczną.
W komedii pt: „Odlotowcy” jesteśmy świadkami takiego dialogu:
„- Kto wygrałby zapasy pomiędzy Lemmym a Bogiem?
– Lemmy?… Bóg?
– Podchwytliwe pytanie, kutasie. Lemmy JEST Bogiem.”
Po ogłoszeniu zespołu Motörhead, którego liderem jest Lemmy, w roli headlinera czeskiego festiwalu Brutal Assault, jeden z fanów stwierdził: „nie ma nic bardziej brutalnego niż występ boga na Brutalu”. Niedawno w Sieci pojawił się fotomontaż ikony, na której twarz Jezusa zastąpiono twarzą Lemmy’ego, zaś osób będących u jego stóp – twarzami innych znanych muzyków metalowych, m.in. Bruce’a Dickinsona czy Jamesa Hetfielda. W czym tkwi fenomen Iana Frasera „Lemmy’ego” Kilmistera?
Przyszedł na świat 24 grudnia 1945 roku w Anglii, więc minęło już sporo czasu. Lemmy jeszcze w latach 60. zaczął współtworzyć angielską raczkującą scenę rockową, toteż nazywanie go weteranem nie jest żadną przesadą. Na oczach tego człowieka rodził się rock n’ roll i może on wymieniać godzinami zespoły, jakie miały wpływ na jego edukację muzyczną. Merseybeats, The Pirates, The Birds, The Damned i Big Three może nie wszyscy fani rocka już dziś pamiętają, ale to takie zespoły Lemmy podaje przy wspominaniu początków swego zainteresowania muzyką rockową. Obok takich szlagierów jak Little Richard czy The Beatles, oczywiście.
Być może jednak wcale by tego zainteresowania nie było, gdyby nie historia ze szkoły, jaką wspomina Lemmy. Mianowicie pewnego dnia jeden z jego kolegów przyniósł do szkoły gitarę. Jak łatwo się domyślić, został od razu otoczony wianuszkiem dziewczyn. Lemmy nigdy nie był specjalnie urodziwym chłopcem – wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia – toteż uznał paradowanie z gitarą za dobry sposób na przyciąganie dziewczyn. Potem odkrył ze zdziwieniem, że umiejętność grania na tym instrumencie jeszcze lepiej działa na dziewuchy. Z początku grał na hawajskiej gitarze z płaskim gryfem, która była przeznaczona do tego, by grać na niej trzymając ją na kolanach, ale nawet i na niej nauczył się grać. Lemmy niezwykle miło wspomina też, jak w wieku 15 lat nauczył się grać Rock Around The Clock podczas szkolnej wycieczki (ze szkoły tej go potem parę miesięcy potem wyrzucono). Wcześniej jednak prawie obciął sobie palec przy naprawie sprężynowca, więc obficie plamił gitarę swą posoką. Już w tak młodym wieku przejawiał prawdziwy duch rock n’ rolla!
Zresztą Lemmy stwierdził, że „60% jego decyzji to były dziewczyny”. No i seks poznał nawet wcześniej niż muzykę. Z rozrzewnieniem opisał w swej biografii, jak mając -naście lat podkradał się z kumplami do obozu harcerek, gdzie zresztą przeżył swój pierwszy raz. Podboje muzyka są naprawdę legendarne. Magazyn Maxim uznał go za największą żyjącą legendę seksu, a spekulacje na temat jego jurności sięgają aż dwóch tysięcy „zaliczonych” panienek. Sam Lemmy na antenie radia przyznawał, że to przesada i że było ich zapewne „tylko” około tysiąca. Nie przebił wprawdzie rzekomych dwudziestu tysięcy koszykarza Wilta Chamberlaina, ale raczej nie ma co narzekać na swoje życie seksualne. Pewnego razu po koncercie ruszył z kolegami z zespołu w miasto i w jednej knajpie jakaś kobieta bezceremonialnie weszła pod stolik, przy którym siedział, zdjęła mu spodnie i wzięła się do „pracy”. Gdy jego kompani chcieli wyjść, Lemmy odrzekł: „Jeszcze chwilę” i wskazał stopy wystające spod stołu. W takich sytuacjach nie widzi nic dziwnego i uważa, iż jeśli jakaś dziewczyna chce się z nim przespać dlatego, że jest znanym muzykiem, to on jej to umożliwia.
Lemmy jest znany jednak głównie nie ze statystyk łóżkowych, a z założonego w 1975 roku zespołu Motörhead. Zanim tak się jednak stało, przewinął się, jak każdy początkujący rockman, przez szereg podrzędnych zespołów grających covery coverów oraz kilku bardziej zasłużonych kapel. Większość tych zespołów zaginęła w mroku dziejów, bo kto pamięta dziś takie nazwy jak The Rocking Vicars, Motown Sect czy Sam Gopal? W międzyczasie miał miejsce też dość ważny przystanek w jego życiu jako pracy technicznego u boku Jimiego Hendriksa, który wiele Lemmy’ego nauczył. Za to w 1971 roku trafił do kultowej w pewnych kręgach spacerockowej kapeli Hawkwind. „Trafił” to zresztą odpowiednie określenie – był z jednym ze znajomych na koncercie Hawkwind i tuż przed wyjściem ich na scenę okazało się, że zaginął ich basista. Lider Dave Brock zapytał publiki, czy ktoś nie gra na basie. Kumpel Lemmy’ego wskazał właśnie jego. No więc Lemmy dostał bas i zaczął na nim grać. Szkopuł w tym, że był on wtedy… gitarzystą. Do dziś zresztą nigdy nie nauczył się grać na basie jak każdy inny basista, jego technika gry na tym instrumencie jest typowo gitarowa. Na tym też polega fenomen Motörhead – basu w grze tego zespołu praktycznie nie ma, robi on właściwie za drugą gitarę.
Z okresu przed Motörhead też pochodzi większość najciekawszych fragmentów z historii Lemmy’ego. Również te dotyczące narkotyków. Przez wiele lat korzystał z dobrodziejstw marihuany (wówczas legalnej w Wielkiej Brytanii), mandraksu, LSD i amfetaminy (konkretnie deksedryny). Trzymał się jednak z dala od heroiny. W swej autobiografii wspomina, iż dziesiątki jego znajomych i przyjaciół poniosło śmierć z powodu obcowania z tą używką. Również jedyna kobieta, która dla niego „mogła być tą jedyną” zmarła z przedawkowania w wieku zaledwie 19 lat. Jego syn (poznał swego ojca dopiero, gdy miał sześć lat) powiedział przed kamerą w filmie biograficznym Lemmy, że ojciec pozwolił mu na wszystko, oprócz brania heroiny.
Od innych używek jednak Lemmy zdecydowanie nie stronił. Przyznaje, że parę razy przeholował. Między innymi wtedy, gdy z kolegami przewoził ze sobą około stu tabletek pewnego leku. Zaskoczyła ich policja i zdecydowali się natychmiast połknąć te tabletki. Parę godzin później Lemmy’emu ustał puls na kilka sekund, ale obyło się bez hospitalizacji. Innym razem pomylili deksedrynę z belladoną, silną trucizną. Przedawkowali ją dwustukrotnie, co skończyło się dwutygodniowym pobytem w szpitalu. „To był dziwny czas. Siedzę sobie na przykład, czytam książkę, jestem już na 42. stronie i okazuje się, że nie ma żadnej książki” – to jego słowa. Przez narkotyki wyrzucono go też w 1975 roku z Hawkwind podczas trasy po Ameryce Północnej. Właściwie był to pretekst, bo już wcześniej w zespole doszło do tarć. Podczas przekraczania granicy USA z Kanadą u Lemmy’ego znaleziono amfetaminę i przewieziono do aresztu. Uniknął wyroku tylko przez błąd w oskarżeniu, bowiem oskarżono go o posiadanie kokainy.
Mimo nieprzyjemnego rozstania z Hawkwind Lemmy nie wspomina tego czasu źle. Poznał wtedy paru przyjaciół (m.in. Dikmika, który wciągnął go do zespołu) i zagrał wiele świetnych koncertów (w tym swój największy na stadionie Wembley). Przed jednym z nich mocno przesadził z madraksem i przez cały występ praktycznie nie widział publiki. Właśnie koncerty to prawdziwy żywioł Lemmy’ego, mimo że przyznaje się do tego, jak nie lubi śpiewać na żywo i czasami niedobrze mu się robi, gdy po raz kolejny odgrywa Ace of Spades – najpopularniejszy utwór Motörhead. W swej biografii opisał mnóstwo historii podobnych do powyższej. Podczas samych tras koncertowych też wiele się dzieje. Pewnego razu będąc w Finlandii z nudów zrzucili przyczepę kempingową do wody. Musieli się sporo tłumaczyć przed policją
Wracając jednak do historii Motörhead – niewiele brakowało, by zespół się rozpadł, zanim tak naprawdę na dobre się rozwinął. Po długich bataliach z wydawcą, przetasowaniach w składzie i spadkiem morale w zespole, Lemmy postanowił w 1977 roku zagrać w Londynie pożegnalny koncert. Po zagraniu tegoż dostali jednak propozycję nagrania singla od producenta Teda Carrolla. Jakież było jego zdziwienie, gdy po pierwszym dniu chłopaki zarejestrowali prawie cały materiał na płytę długogrającą. Ten moment był przełomowy. Motörhead nagrał debiutancki album i ruszył w trasę po Wielkiej Brytanii. Odżył. Tak naprawdę od tego momentu historia Lemmy’ego Kilmistera to historia Motörhead.
Na kolejne sukcesy nie trzeba było długo czekać. W 1978 roku zespół mógł zaprezentować się szerszej publiczności występując w programie muzycznym w BBC. W tym samym roku album Bomber dotarł aż na 11. miejsce listy najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii. Dwa lata później miała miejsce premiera najbardziej znanego wydawnictwa kapeli, Ace of Spades, które zawojowało listy krajowe i dotarło do czwartego miejsca, w 1981 zaś ich wydawnictwo live zdobyło sam szczyt. Trasy z Girlschool, Ozzym Osbournem, Tank po USA, Japonii, Australii, całym świecie. Roszady w zespole, krótki okres gry z dwoma gitarzystami i stały skład utrzymany od 1992 roku. Kolejni menadżerowie przychodzą i odchodzą. Nowe i stare kłopoty z wytwórniami. W ogromnym skrócie historię Motörhead można określić mianem pasma nieprzerwanych sukcesów.
Mimo to Lemmy wciąż pozostaje sobą. Nie stał się kolejną zmanierowaną gwiazdeczką świata szoł biznesu. Gdy czyta się jego opisy imprez pokroju rozdania Grammy, wyczuwa się szczerość. On nie tylko mówi, że jest to nudna bufonada, on naprawdę tak uważa. I choć dobrze zna swoją wartość i potrafi walczyć o swoje, nie wywyższa się. Zna swoją rolę i należycie ją wypełnia. To po prostu człowiek starej daty – miła odmiana w zalewie współczesnego, komercyjnego śmiecia.
Wszystko pięknie, tylko album Bomber został wydany w 1979 roku, a nie 1978 🙂
Pozdrawiam